ŚWIADEK MIŁOSIERDZIA
Relikwia acheiropoietos – czyli nie uczyniona ludzką ręk
Najcenniejszą relikwią chrześcijaństwa jest niewątpliwie Całun Turyński
– lniane prześcieradło, o wymiarach 436 na 110 cm,
na którym widnieje tajemnicze odbicie całego ciała Jezusa.
Obraz przodu i tyłu ciała na Całunie jest w kolorze przezroczystożółtym. Badania naukowe sugerują, że tego rodzaju wizerunek powstał na skutek tajemniczego błysku energii, która przez szybkie odwodnienie i utlenienie zabarwiła zewnętrzne włókna, zostawiając na płótnie trójwymiarowy obraz w fotograficznym negatywie.
Przezroczystożółty kolor Całunu stanowi wielką zagadkę, ponieważ nie znaleziono w nim żadnych pigmentów, farb ani barwników. Co ciekawe, przędza zżółkła silniej tylko w zewnętrznej części. Okazuje się, że spośród około 100 włókien znajdujących się w nici tylko dwa lub trzy zewnętrzne włókna zmieniły kolor. Tak więc wizerunek powstał tylko na powierzchni włókien, nie ma go ani na zewnątrz tkaniny, ani w środku nici. Próbowano nawet na niektórych niciach usunąć koloryt włókien za pomocą 25 różnych laboratoryjnych rozpuszczalników, ale okazało się to nieskuteczne. Obraz na Całunie jest zatem niezmywalny – nie można go niczym wywabić.
Pomimo tego, że ciało zostało zawinięte w Całun, to jego obraz na płótnie jest idealnie płaski. Nie uległ on zupełnie deformacji i zgodnie z prawami optyki jest rzutem równoległym. Naukowcy twierdzą, że utrwalenie się negatywu postaci Ukrzyżowanego na Całunie dokonało się na skutek potężnego błysku energii od wewnątrz.
Potwierdziła to w grudniu 2011 r. Włoska Narodowa Agencja ENEA z Ośrodka Badań Jądrowych we Frascati pod Rzymem, która podczas swych analiz posługiwała się najnowocześniejszymi laserami ekscymerowymi. Wielokrotnie ponawiane próby odtworzenia wizerunku z Całunu Turyńskiego nie powiodły się. Okazało się, że jego dokładny odcień jest bardzo nietypowy, a penetracja koloru do tkaniny jest wyjątkowo cienka, mniejsza niż 0,7 mikrometra.
Po pięciu latach intensywnych badań i prób odtworzenia wizerunku, który widnieje na Całunie Turyńskim, naukowcy z ENEA stwierdzili, że współczesna nauka nie jest w stanie tego uczynić. Ponadto badacze ci obliczyli, że błysk światła, który doprowadził do powstania obrazu na Całunie, był impulsem o czasie trwania krótszym niż jedna czterdziestomiliardowa sekundy i intensywności rzędu 34 miliardów watów promieniowania ultrafioletowego próżniowego. Obecnie naukowcy dysponują urządzeniami, które mogą wytworzyć promieniowanie o sile tylko kilku miliardów watów. Tak więc współczesna nauka nie ma narzędzi, aby odtworzyć obraz, który widnieje na Całunie Turyńskim.
Mirra obecna w wonnościach, którymi namaszczono ciało Jezusa, spowodowała przyklejenie się płótna do ciała, a aloes przyczynił się do częściowego rozpuszczenia skrzepniętej krwi. Pozwoliło to ekspertom medycyny sądowej stwierdzić, że ciało Jezusa zostało zawinięte w Całun po dwóch i pół godzinie od Jego śmierci i pozostało w nim nie dłużej niż 36 godzin, nie pozostawiając żadnych śladów pośmiertnego rozkładu.
Na Całunie widać nienaruszone skrzepy krwi i nie ma śladów odrywania płótna od ciała, a więc z całą pewnością nikt ciała z Całunu nie wyjmował.
Ewangelia odczytana z płótna
Poddany straszliwej męce
Badania naukowe Całunu wykazały, że znajduje się na nim wizerunek mężczyzny o wzroście 1,81 m, który nosił brodę i długie włosy, miał mocną i proporcjonalną budowę ciała oraz piękne semickie rysy twarzy. Człowiek ten został poddany straszliwym torturom biczowania, koronowania cierniem oraz ukrzyżowania. Na całym jego ciele naliczono blisko 600 ran i różnych obrażeń. Jednak odbicie wizerunku martwego ciała nie wskazuje na żadne znaki jego rozkładu. Dane te są zgodne z opisami ewangelicznymi, ale uzupełniają je bardzo ważnymi szczegółami. W ten sposób Całun niejako namacalnie ukazuje, do jakiego stopnia Chrystus cierpiał i wyniszczył się aż „do końca” (J 13, 1) z miłości do nas.
Twarz
Pomimo tylu cierpień fizycznych i duchowych wizerunek twarzy na Całunie zadziwia niepowtarzalnym pięknem i pokojem. Ogrom cierpienia na krzyżu z takim pokojem mógł znieść tylko Ktoś, kto miał świadomość, że przez cierpienie i śmierć dokona ostatecznego zwycięstwa nad śmiercią.
Odbicie twarzy na Całunie świadczy o śladach torturowania. Jest widoczna rana na nosie i prawym policzku, od uderzenia kijem. Są obecne rany powiek i łuków brwiowych, obrzęk na prawej kości jarzmowej, strużki krwi wydobywające się z nosa, wgniecenia z lekkim przesunięciem czubka nosa, ślady wyrywania włosów wraz z wierzchnią warstwą skóry. Czytamy w Ewangeliach: „Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego” (Mk 15,19); „I policzkowali Go” (J 19,3).
Ukoronowanie cierniem
„Żołnierze, uplótłszy koronę z cierni, włożyli Mu na głowę” (J 19,2).
Ten rodzaj tortury wymyślono tylko dla Jezusa. W żadnym źródle historycznym nie ma wzmianki o stosowaniu tego rodzaju tortur przed ukrzyżowaniem. Na Całunie widać liczne wypływy krwi na czaszce, która na płótnie tworzy plamy w pozytywie. Zostały one spowodowane przebiciem naczyń krwionośnych na głowie przez kolce korony cierniowej. Korona cierniowa była w kształcie czepca, który opinał całą głowę. Chirurdzy naliczyli 13 ran na czole i 20 z tyłu głowy spowodowanych przez kolce cierni, ale przypuszczają, że mogło być ich około 50. Ponieważ pod skórą na głowie znajduje się sieć unerwienia i naczyń krwionośnych, korona cierniowa spowodowała rozdzierający ból oraz obfite krwawienie.
„Jeżeli weźmie się pod uwagę, że na skórze głowy na 1 cm2 znajduje się ponad 140 punktów wrażliwych na ból, to można sobie wyobrazić ogrom cierpienia Chrystusa w czasie tragicznej koronacji” – tak napisał L. Coppini, dyrektor Instytutu Anatomii Uniwersytetu Bolońskiego.
Badania stwierdziły zgodność miejsc wypływów z anatomią tętniczek i żyłek znajdujących się na głowie. Jest to kolejny dowód przemawiający za autentycznością Całunu, ponieważ obieg krwionośny został opisany i poznany dopiero w 1593 roku.
Biczowanie
Jezus został poddany okrutnemu biczowaniu. Na całym ciele widoczne są rany od uderzeń rzymskiego bicza flagrum, również na pośladkach, co świadczy o tym, że był biczowany nago. Była to straszna kara, niekiedy powodowała śmierć. Bicz miał trzy dłuższe rzemienie zakończone kawałkami metalu, które uderzając, wyrywały cząsteczki ciała. Doliczono się na całym ciele 120 ran spowodowanych uderzeniami bicza. Był zwyczaj, że biczowaniu byli poddawani tylko ci, których nie skazano na śmierć. Po wymierzeniu kary wypuszczano ich na wolność. Początkowo Piłat chciał tylko ubiczować Jezusa:
„Każę więc Go wychłostać i uwolnię” (Łk 23,16).
Stąd się tłumaczy wielką liczbę uderzeń oraz niezwykłe okrucieństwo, z jakim żołnierze biczowali Jezusa. Potraktowali to jako karę samą w sobie. Było ich dwóch, ten z prawej strony był wyższy i uderzał z wyraźnym sadyzmem. Jezus stał lekko pochylony, z rękami przywiązanymi do słupka. Rzemienie biczów zawijały się i raniły również przód ciała, brzuch, szczyty klatki piersiowej, golenie i uda.
Dźwiganie krzyża
Odczytując ślady ran na Całunie (nad lewą i prawą łopatką), naukowcy są zgodni, że Jezus niósł na miejsce ukrzyżowania belkę poprzeczną krzyża, tzw. patibulum, i miał ręce do niej przywiązane. Przypuszcza się, że belka ważyła około 30 kg, a jej długość wynosiła 1,80 m. Krańcowo wyczerpany po biczowaniu, Jezus z wielkim trudem szedł na miejsce ukrzyżowania. Musiał pokonać drogę długości około 0,5 km. Upadając, upadał na twarz, gwałtownie uderzając kolanami o kamienistą drogę. Naukowcy stwierdzili duże rany twarzy, nosa (na czubku nosa znaleziono zmieszane z krwią drobiny ziemi i cząsteczki kamienia) oraz na kolanach, szczególnie na prawym, spowodowane przez upadki. Ponieważ Jezus nie mógł sam donieść krzyża, dlatego setnik przymusił niejakiego Szymona z Cyreny, aby go niósł za Jezusem (Łk 23,26).
Ukrzyżowanie
Ukrzyżowanie było najokrutniejszym i najhaniebniejszym rodzajem tortur, jakie stosowano w czasach Jezusa. Na Całunie widać ranę po przebiciu gwoźdźmi nadgarstków. Natomiast z odbicia stóp wnioskuje się, że zostały one przybite jednym gwoździem do pionowego pala krzyża. Przebił on kość stępu. Stopy są ułożone lewa na prawej.
Ręce przybijano do krzyża gwoźdźmi w nadgarstkach, a nie w dłoniach, bo tylko wtedy mogły utrzymać ciężar ciała wiszącego na krzyżu. Dłonie przebite gwoździem i obciążone wagą ciała rozrywają się. Gwoździe wbijano więc w przestrzeń zwaną szczeliną Destota, znajdującą się pomiędzy kośćmi nadgarstka. W tym miejscu nie przebiega żadne większe naczynie krwionośne, ale przechodzi nerw pośrodkowy, kierujący ruchami kciuka.
„Nerwy pośrodkowe – pisze dr P. Barbet – do których dotarł gwóźdź, pełnią funkcję ruchową, ale są równocześnie sygnalizatorami bólu. Jest on straszliwy, ale do wytrzymania. W przeciwnym razie człowiek straciłby przytomność”.
Z rany na lewym nadgarstku są widoczne dwa krwotoki. Dzięki temu uczeni mogli odtworzyć pozycję rąk przybitych do belki poprzecznej krzyża. Ich kąt rozwarcia wynosi 10 stopni, a więc Jezus, wisząc na krzyżu, co pewien czas usiłował się unieść, aby nabrać powietrza, i wtedy przyjmował pozycję 65 stopni od osi ramienia, a kiedy opadał – 55 stopni. Na kilka chwil kąt nachylenia ramion się zmieniał i wtedy Jezus mógł nabrać powietrza. Ból i wyczerpanie zmuszały Go do ponownego opadnięcia. Ten rytm podciągania się i opadania na przybitych gwoździami do krzyża rękach i nogach trwał około 3 godzin i powodował straszliwe cierpienie. W miarę upływu czasu stawał się coraz częstszy, aż do całkowitego wyczerpania sił i śmierci.
Pęknięcie serca
Analiza rany prawego boku o szerokości 1,5 cm i długości 4,5 cm oraz obfity wypływ krwi i płynu nagromadzonego w jamie opłucnej wskazują, że bezpośrednią przyczyną śmierci było pęknięcie mięśnia sercowego na skutek zawału, po którym nastąpiło przedostanie się krwi do osierdzia (mogło się tam zgromadzić nawet do 2 litrów), a następnie do jamy opłucnej, wywołując hemoperikardię. Gwałtowne rozerwanie osierdzia pod wpływem silnego ciśnienia nagromadzonej tam krwi wywołuje porażający ból w okolicy mostka. Spowodowało to natychmiastowy krzyk, po którym Jezus umarł.
„A Jezus jeszcze raz zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha” (Mt 27,50).
Gwałtowna śmierć, do której doszło w stanie pełnej świadomości, przy skrajnym wyczerpaniu, zazwyczaj powoduje natychmiastową pośmiertną sztywność (stężenie pośmiertne). Tłumaczy to wyprężoną pozycję ciała na Całunie.
Przebite serce
W krótkim czasie po śmierci doszło do podziału nagromadzonej w osierdziu krwi na czerwone ciałka, które zgromadziły się w dolnej części, i bezbarwne osocze, które pozostało w górnej części opłucnej. Po przebiciu klatki piersiowej włócznią doszło do gwałtownego wylewu na zewnątrz najpierw czerwonych ciałek krwi, a następnie osocza: „krwi i wody” – jak napisał w Ewangelii św. Jan (19,34).
Przebite serce Zbawiciela jest znakiem, do jakiego stopnia Bóg nas umiłował. Stając się prawdziwym człowiekiem, dobrowolnie „ogołocił samego siebie” i przyjął prawdziwą ludzką śmierć oraz grzechy wszystkich ludzi. On, całkowicie niewinny, jako Bóg-Człowiek, który nie znał grzechu, doświadczył w czasie męki i śmierci krzyżowej, jak straszliwym cierpieniem jest grzech.
„On się obarczył naszym cierpieniem. On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy” (Iz 53,4-5).
W tym doświadczeniu strasznego cierpienia grzechu i śmierci Jezus był doskonale posłuszny Ojcu. Przez to doskonałe posłuszeństwo przezwyciężył wszelki grzech i śmierć. Cierpienie Jezusa osiąga swoje apogeum w momencie agonii na krzyżu, kiedy woła:
„Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46).
Swoim cierpieniem Jezus dociera wszędzie tam, gdzie działa niszcząca siła grzechu i ją przezwycięża, mocą nieskończonej synowskiej miłości i posłuszeństwa Ojcu. Przez doskonałą miłość i posłuszeństwo Ojcu Jezus w swojej śmierci i Zmartwychwstaniu ostatecznie zwycięża śmierć i wszelki grzech.
GRUPA KRWI
Badania Całunu przeprowadzone przez profesora medycyny sądowej P. Baima-Bollone, potwierdzone później przez innych specjalistów, wykazały, że na Płótnie znajduje się ludzka krew, grupy AB.
Wieloletnie badania naukowe Całunu Turyńskiego pozwalają na wysunięcie logicznego wniosku, że jest to płótno grobowe, w które zostało zawinięte po śmierci ciało Jezusa, zgodnie z żydowskim zwyczajem grzebania zmarłych w I wieku naszej ery.
BADANIA
Niektórzy naukowcy oraz ludzie szczerze szukający prawdy, którzy sami badali Całun Turyński lub też poznali wyniki jego naukowych badań, uwierzyli w Jezusa Chrystusa lub umocnili swoją wiarę w Niego.
Tak się stało w przypadku naukowców ze słynnego amerykańskiego Laboratorium Narodowego w Los Alamos: Johna Jacksona, Erica Jumpera i Billa Motterna. W 1976 r. zbadali oni zdjęcie Całunu Turyńskiego w analizatorze obrazów VP-8. Ku wielkiemu zdziwieniu badaczy okazało się, że wizerunek postaci ukrzyżowanego człowieka na Całunie przedstawia naturalny, trójwymiarowy obraz. Jest Na wizerunku z Całunu została zapisana przestrzenna informacja, efekt płaskorzeźby. Było to dla badaczy szokującym odkryciem, ponieważ żadne zdjęcia ani obrazy nie mają trójwymiarowej głębi. Analizator obrazów VP-8 pokazał, że obraz na Całunie jest jedyny i niepowtarzalny w całym świecie, ponieważ zakodowane są w nim dane przestrzenne. Istnienie informacji przestrzennych zakodowanych w wizerunku z Całunu zostało potwierdzone wiele lat później także w technologii cyfrowej.
Jest faktem naukowo stwierdzonym, że obraz na Całunie nie jest fotografią, nie został on namalowany, nie powstał też na skutek przypalenia czy wtarcia jakiejś substancji, ale zaistniał na skutek tajemniczego błysku potężnej energii. Odkrycie to skłoniło Jacksona, Jumpera i Motterna do powołania projektu badawczego o nazwie STURP (The Shroud of Turin Research Project). Jego celem było naukowe wyjaśnienie powstania obrazu na Całunie Turyńskim. Założyciele STURP zaprosili do tego projektu 33 wybitnych naukowców z różnych dziedzin wiedzy, z 20 najbardziej prestiżowych instytucji badawczych i laboratoriów, takich jak Los Alamos czy Laboratorium Napędu Odrzutowego NASA. Wśród naukowców tworzących STURP byli katolicy, protestanci, żydzi, niewierzący i agnostycy. Przez 20 miesięcy opracowali oni szczegółowy plan badań Całunu. Kiedy wszystko było gotowe, 29 września 1978 r. cała ekipa naukowców STURP z siedmioma tonami badawczego sprzętu wyruszyła z USA do Włoch. Po przybyciu do Turynu i po zainstalowaniu całej aparatury odbyły się wielodniowe, kompleksowe badania Całunu Turyńskiego. Analizy Całunu przez naukowców STURP potwierdziły, że na lnianym płótnie grobowym o długości 4,31 m i szerokości 1,1 m jest widoczne trójwymiarowe odbicie w negatywie fotograficznym przodu i tyłu ciała ukrzyżowanego człowieka, w stężeniu pośmiertnym. Z wizerunku ludzkiej postaci utrwalonej na Całunie dowiadujemy się, że osoba ta została poddana straszliwym torturom biczowania, koronowania cierniem i ukrzyżowania. Na całym ciele naliczono blisko 600 ran i różnych obrażeń. Jest to wizerunek mężczyzny w wieku 30-35 lat, o wzroście 1,78 m i wadze 79 kg, który nosił brodę i długie włosy, miał mocną i proporcjonalną budowę ciała oraz piękne semickie rysy twarzy.
Trójwymiarowe odbicie całego ludzkiego ciała w negatywie fotograficznym na Całunie Turyńskim pozostaje wielką tajemnicą dla współczesnej nauki. W grudniu 2011 r. zostały ogłoszone najnowsze wyniki pięcioletnich badań tego Wizerunku, przeprowadzonych przez najwybitniejszych naukowców we włoskim Ośrodku Badań Jądrowych we Frascati pod Rzymem. Włoska Narodowa Agencja do spraw Nowych Technologii, Energii i Środowiska ENEA oświadczyła, że po pięciu latach intensywnych badań i prób odtworzenia wizerunku, który widnieje na Całunie Turyńskim, współczesna nauka nie jest w stanie stworzyć reprodukcji tego odbicia. Badacze przekonali się, że obraz ten jest acheiropoietos – czyli nie uczyniony ludzką ręką.
Naukowcy wysuwają hipotezę, że powstanie odbicia ukrzyżowanego ciała na Całunie Turyńskim nastąpiło na skutek gwałtownego wybuchu olbrzymiej energii elektromagnetycznej, jakby potężnego błysku światła, które spowodowało przypalenie zewnętrznych włókien tkaniny. Odbicie ma kolor przezroczystożółty; nie ma na nim żadnych farb ani innych barwników. Przędza zżółkła silniej tylko w zewnętrznej części. Odbicie jest niezmywalne, nie można go niczym wywabić. Obraz zgodnie z prawami optyki jest rzutem równoległym. Naukowcy obliczyli, że tajemniczy błysk energii, który doprowadził do powstania obrazu na Całunie (4,36 na 1,10 m), musiałby mieć moc 34 000 miliardów watów promieniowania ultrafioletowego próżniowego. Obecnie na świecie nie istnieje urządzenie, które by mogło wygenerować promieniowanie o takiej mocy. Wyniki badań naukowców z ENEA jednoznacznie wskazują na fakt, że współczesna nauka nie jest w stanie dokonać reprodukcji wizerunku Człowieka z Całunu Turyńskiego.
Po blisko dwóch godzinach po śmierci Jezusa krew na Jego ciele była już skrzepnięta. Kiedy ciało zawijano w całun, obficie polewano je mieszaniną mirry i aloesu. Czytamy w Ewangelii św. Jana, że Nikodem przyniósł 100 funtów (ok. 32 kg) mieszaniny mirry i aloesu (19,39-40). Wonności te sprawiły, że skrzepnięta krew częściowo się rozpuściła i przylgnęła do całunu. Zdumiewa fakt, że skrzepy krwi na Całunie są nienaruszone, nie ma żadnych śladów odrywania płótna od ciała. Krew, która z licznych ran wypłynęła na Całun, jest grupy AB (4-5% populacji ma tą krew, w przypadku Żydów jest to 18%), a na płótnie nie ma najmniejszych śladów pośmiertnego rozkładu. W związku z tym eksperci medycyny sądowej twierdzą, że ciało zostało zawinięte w płótno nie więcej niż dwie i pół godziny po śmierci i pozostało w nim do 36 godzin.
Dwaj włoscy naukowcy niezależnie od siebie dostrzegli wiosną 1979 roku ślady dwóch małych monet o średnicy 15 mm w oczodołach człowieka z Całunu.
Niedługo po tym jezuita Francis L. Filas (profesor teologii z Chicago) zidentyfikował oba krążki – były to dwie monety z brązu, pochodzące z szesnastego roku panowania cesarza Tyberiusza, czyli z 29-30 r. n.e.
Szwajcarski biolog i kryminolog Max Frei-Sulzer badał w roku 1973 i 1978 Całun Turyński. Udało mu się zidentyfikować 58 różnych gatunków roślin, które zostały na całunie. 17 z nich pochodzi z Europy, 41 jest charakterystyczne dla flory Azji i Afryki. Jednakże istnieje tylko jeden obszar geograficzny, na którym można spotkać 38 z 41 wyżej wymienionych pyłków i jest to… Judea. Badania te zostały potwierdzone przez izraelskiego botanika, który był uznawany za najlepszego na świecie znawcę flory palestyńskiej. Ponadto stwierdził, że część pyłków (np. czystka kreteńskiego parolistu krzaczastego) znajdujących się w całunie występuje wyłącznie na obszarze Judei i kwitną jedynie na wiosnę. Z kolei Amerykanin Alan Whanger stwierdził koncentrację pyłków krzewu ciernistego wokół głowy na całunie.
1 Rana na czole spowodowana przez ciernie, przez wieki mylnie ukazywana na malowidłach jako kosmyk włosów. Jej pofałdowany kształt jest spowodowany skurczem mięśnia czołowego, czyli reakcją na ból. Ogólnie doliczono się 13 ran na czole Chrystusa i 20 z tyłu głowy. Biorąc pod uwagę, że boki głowy nie odbiły się na Całunie, ogółem tych ran mogło być 50-70. Wynika to stąd, że korona cierniowa – wbrew powszechnym wyobrażeniem – nie była czymś w rodzaju wieńca, lecz raczej formą hełmu.
2 Nos odchylony na lewo wskutek uderzenia kijem w twarz. Badania Całunu wykazały inne ślady po zranieniach twarzy: przecięte oba łuki brwiowe, uraz prawej powieki, uraz kości jarzmowej, obrzęk górnej wargi, obrzęk lewego policzka, ślad po wyrwaniu włosów z brody.
3 Ślad po złożeniu tkaniny. Całun przez wieki niszczał wskutek jego składania. Obecnie jest przechowywany w rozłożonej formie.
4 Rana w prawym boku klatki piersiowej. Mimo że miała sięgnąć serca, została wykonana przez prawy bok. Ma to związek z rzymską sztuką wojenną. Żołnierze byli ćwiczeni do zasłaniania tarczą przed przeciwnikiem swego lewego boku, a atakowania wroga właśnie z prawej strony.
5 Krwiste wycieki na obydwu przedramionach. Na Całunie badacze odnaleźli 120 śladów po uderzeniach biczami zakończonymi metalem lub kośćmi. Taka ilość razów nie była przeznaczona dla więźniów skazanych na śmierć, lecz dla tych, dla których biczowanie stanowiło całą karę. Piłat mówił: „Każę Go wychłostać i uwolnię”. Stało się inaczej. Chrystus więc otrzymał jakby podwójny wymiar kary – i biczowanie, i śmierć krzyżową.
6 Rana na nadgarstku. Kciuki Chrystusa są niewidoczne wskutek ich przykurczu. Gwoździe wbite w nadgarstek spowodowały uszkodzenie nerwu pośrodkowego, co skutkowało ich zgięciem wewnątrz dłoni.
7 Podłużne linie znaczące zwęglenia po pożarze w 1532 r.
8 Plamy po wodzie, którą gaszono pożar w 1532 r.
9 Jedna z 21 białych i 8 kolorowych łat naszytych przez siostry klaryski po pożarze w 1532 r. Łaty usunięto w czasie konserwacji w 2002 r.
10 Stłuczenia kolana po upadkach pod krzyżem. Prawe kolano było silniej stłuczone niż lewe. W czasie Drogi Krzyżowej Chrystus niósł belkę krzyża przywiązaną do ramion, więc podczas upadków nie mógł się osłonić rękami. Upadał bezpośrednio na twarz i kolano, niosąc na plecach kilkudziesięciokilogramowy ciężar.
11 Miejsce pobrania próbek do badań metodą C-14. Próbki pochodziły z rogu tkaniny, za który trzymano ją przez wieki podczas wystawień. Spowodowało to jej wytarcie, więc właśnie te fragmenty uzupełniono nićmi. Te formy cerowania, z nićmi nowszymi niż oryginalny len Płótna, spowodowały zafałszowanie wyników badań radiowęglowych.
12 Rana po gwoździu wbitym w stopy. Rany po gwoździach są duże i pozostały otwarte. Można więc dosłownie interpretować słowa o włożeniu palca w rany Chrystusa przez św. Tomasza. Rozległość ran jest spowodowana podciąganiem się przez Skazańca na rękach i nogach w celu zaczerpnięcia oddechu. Układ ciała na krzyżu bardzo utrudniał oddychanie. Uduszenie było najczęstszą przyczyną śmierci krzyżowej. Gdy oprawca chciał, by ofiara umierała dłużej, pod stopy skazańca wstawiał podpórkę. Ślady na Całunie dowodzą, że Chrystus jej nie miał – co pewnie było spowodowane pośpiechem, gdyż „szabat się rozjaśniał”.
„Nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym” (J 20,27)
Całun Turyński jest szczególną relikwią, która porusza ludzkie sumienia i wzywa każdą i każdego z nas do podjęcia konkretnej decyzji opowiedzenia się za, lub przeciw Chrystusowi.
W każdym pokoleniu są ludzie, którzy, tak jak Tomasz Apostoł, wątpią, nie dowierzają i stawiają podobne warunki:
„Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę” (J 20,25).
Zmartwychwstały Pan ukazał się niewiernemu Tomaszowi i powiedział:
„Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym” (J 20,27).
W podobny sposób zmartwychwstały Jezus zwraca się do współczesnych niewierzących, wątpiących, poszukujących „Tomaszów” i pokazuje im Całun Turyński z wizerunkiem swojego umęczonego ciała, mówiąc:
„nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”.
Można powiedzieć, że Chrystus daje nam rzeczowy dowód swojej męki, śmierci i zmartwychwstania – największy wyraz troski o człowieka, miłosiernej miłości Boga, która gładzi wszystkie grzechy, wyzwala z niewoli szatana i daje życie wieczne.
„Prawda o Całunie przywraca i umacnia wiarę”
„Dla człowieka wierzącego – mówił Jan Paweł II – istotne jest przede wszystkim to, że Całun to zwierciadło Ewangelii. (…) Każdy człowiek wrażliwy, kontemplując go, doznaje wewnętrznego poruszenia i wstrząsu. (…)
W cichym przesłaniu Całunu człowiek słyszy echo Bożych słów i wielowiekowego doświadczenia chrześcijańskiego: uwierz w miłość Boga, największy skarb ofiarowany ludzkości, i broń się przed grzechem, największym nieszczęściem ludzkich dziejów”.